Forum Wsr Karta Tarota Strona Główna Wsr Karta Tarota
Rysualna Stadnina Koni Karta Tarota
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

18.06.08

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wsr Karta Tarota Strona Główna -> Sparta wlkp klacz. Wł Paloma
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Paloma
Kumpelka Właścicielki


Dołączył: 06 Paź 2008
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z mrocznych otchłani..

PostWysłany: Pon 16:53, 15 Gru 2008    Temat postu: 18.06.08

Koń: Sparta i Sprite
Trener: Paloma i Sayuri
Rodzaj treningu: wyjazd w teren
Miejsce: lasy, łąki, góry i pagórki
Pogoda: słonecznie, ok. 23*C
Opis:
Weszłam razem z Say'em do stajni. Ja trzymałam uwiąz a na nim Herkiego, którego przy okazji sprowadziłam z padoku. Poszłyśmy do siodlarni wziąć cały potrzebny sprzęt na wyjazd w teren. Obie poszłyśmy do boksów naszych koni. Gdy ja już wyczyściłam Sparte i wnosiłam siodło, by wreszcie zarzucić jej na grzbiet, usłyszałam z przeciwnego boksu pewne hałasy.
- Daj nogę, no daj nogę. Dasz tą nogę? - niecierpliwiła się Sayuri próbująca wyczyścić kopyta swego ogiera.
- Pomóc Ci? - zapytałam.
- Nie, nie trzeba...chyba - odpowiedziała znużona już Say - uspokój się, prr spokojnie!
Sprite zaczął trochę nerwowo sie jej wyrywać. Weszłam do jego boksu i przytrzymałam go, żeby Say mogła spokojnie rozczyścić mu kopyta.
Po chwili oba konie były gotowe. Wzięłyśmy jeszcze po butelce wody i przypiąłyśmy je do siodeł. Zabrałyśmy ze sobą również kantary i uwiązy, gdybyśmy chciały zrobić mały postój.
Wyprowadziłyśmy konie i tuż przed stajnią dosiadłyśmy ich. Łydka i konie ruszyły żwawym stępem. Ze względu na to, że jesteśmy w nowym miejscu, pozwoliłyśmy koniom na dłuższy stęp. Konie raz po raz płoszyły się a to na widok leżącej gałęzi, a to na widok gołębia czy kamienia. W lesie musiałyśmy iść "gęsiego" zważywszy na wąskie ścieżki. Zanim zdecydowałyśmy, który koń pójdzie na 'czubie' toczyłyśmy długą debatę. W końcu oba konie to narowiste bestie xd. Jednak doszłyśmy do wniosku, że ja ze Spartą pójdziemy pierwsze. Już po chwili mogłyśmy pozwolić sobie na kłus. Łydka i nic. Tak, Sparta potrzebuje dopalacza a ja zapomniałam palcat wziąć. Próbowałam więc podjechać do drzewa i zerwać gałąź lecz klacz zaczęła się nerwowo ciskać. Łydka, dosiad, wodze - nic nie skutkowało. Klacz zaczęła zadzierać łeb i się cofać, wchodząc wręcz na zdezorientowanego Sprite'a. W pewnym momencie udało mi sie dorwać jakiś lichy badylek.
- Zapowiada nam się ciekawy teren - powiedziałam do Say, jednocześnie ściskając klacz łydkami, wypychając dosiadem i lekko klepiąc badylkiem po łopatce klaczy.
- Oj bardzo ciekawy - odpowiedziała Say, popatrzyła na Sprite'a i ruszyła za mną kłusem.
W lesie jechałyśmy dla urozmaicenia slalomem między drzewami. Znów wyjechałyśmy na szerszą drogę, gdzie mogłyśmy sobie pozwolić na luźniejszą wodzę i jazdę obok siebie. Minuty nam miło leciały na rozmowie. W pewnym momencie na drodze pojawiła się kałuża. Sprite razem z Say'em spokojnie ją przejechali, natomiast ja ze Spartą miałyśmy problem. Na widok owego 'zbiornika wodnego' Sparta stanęła jak wryta, z wielkimi przestraszonymi oczyma aby na komende mojej łydki i dosiadu stanąć dęba i zrobić niesamowity zwrot na zadzie i pogalopować jak najdalej od tej strasznej kałuży. Say nie mogła się ruszyć, stała jak wryta i chichotała na widok mnie i klaczy oddalającej się. Po jakiś dziesięciu minutach Sparta się uspokoiła i wtedy zawróciłyśmy. Gdy dojechałyśmy spowrotem do kałuży, Say ze wielkimi jak złotówki ze zdziwienia oczami wydukała ciągle się śmiejąc:
- Co tak szybko? Myślałam że dłużej się Wam zejdzie. To co powtórka z rozrywki? - powiedziała i "bijąc brawa" dodała - My chcemy bis! My chcemy bis!
- Bardzo śmieszne - powiedziałam czerwona i ze złości i ze zmęczenia.
Dałam klaczy mocną łydkę a ta znowu zaczęła się ciskać. W pewnym momencie nie wytrzymałam i strzeliłam klaczy przez zad z mojego uniwersalnego bata. Wiem, nie powinnam, ale.. już po prostu nie miałam sił. Klacz na bata zareagowała natychmiastowym przeskoczeniem kałuży i strzeleniem z zadu. Jakoś przeżyłam. Za względu na dotychczasowe przeżycia dalej podążałyśmy stępem. Tuż przy końcu leśnej drogi zakłusowałyśmy, by tuż przy wyjeździe z lasu na łąkę dać łydki i dosiadu i zagalopować. Pomogły nam w tym trochę sarny pasące się tam, które z widoku koni i ludzi nic sobie nie robiły, natomiast reakcją naszych koni na sarny było dodanie w galopie. W Sparcie odezwała się krew folbuta i nim się spostrzegłyśmy klacz zaczęła się ścigać. Sprite nie zostając jej dłużny również przyspieszył. Konie po chwili się bardzo zaciekle rozgalopowały, by tuż przy ponownym wjeździe do lasu na widok powalonego drzewa, zatrzymać się nagle. O mało nie wyrzuciły nas z siodeł. Say jakoś się trzymała, a ja raczej wisiałam pół na strzemieniu a pół na szyi klaczy. Poprawiłam swój dosiad, Say również poprawiła i zrobiłyśmy woltę. Ponownie najechałyśmy na przeszkodę. Tym razem obie dałyśmy łydkę ale i w najeździe uspokoiłyśmy tępo koni. Przeskoczone. I znów podążałyśmy gęsiego w przedniej ustalonej kolejności. Na zakręcie przytrzymałyśmy konie i przeszłyśmy do stępa, by przy pobliskiej "budce" zatrzymać się, zsiąść z koni i odpocząć.
Przywiązałyśmy rumaki do drzew i usiadłyśmy przy nich na ławeczce. Napiłyśmy się wody, a także w przepływającym obok źródełku napoiłyśmy konie.
Po kilkunastu minutach spowrotem dosiadłyśmy koni by ze słowami "na koń!" ruszać w dalszą podróż. Kręte, wąskie ścieżyny oraz krzaki i gęsta roślinność sięgająca rumakom po brzuchy denerwowało nas i nasze konie. Sparta już w miarę się uspokoiła po poprzednich akcjach i czas spędzała na leniwym kłusie próbując co jakiś czas szczypnąć sobie trochę zielonego. Sprite również opanowany i spokojny szedł pod Say kłusem nieco żwawszym niż Sparta, więc co jakiś czas było słychać spokojne "prr" Say. Takim usypiającym tempem dotarłyśmy do szczytu naszej małej (taa zaledwie 400m n.p.m) góry. Na jej szczycie stały ruiny zamku, obok jakaś mała ponura knajpka ze sklepem z pamiątkami. Wokół tego "placu" bawiły się dzieci, które na widok koni z uśmiechami na ustach i okrzykami "kooooniiiik!" rzuciły się w naszą stronę. Kupiłyśmy bileciki wstępu oraz po rozmowie z nadzorcą starej posiadłości dostałyśmy pozwolenie na wkroczenie konno w mury starej warowni. Znajdując się na ganku, oblegani przez tłumy turystów i ich dzieci wysłuchałyśmy historii zamku z taśmy puszczanej w głośnikach. Nie schodząc z naszych rączych rumaków zwiedziłyśmy mury zamku, zafascynowane jego historią. Po powrotnym wjeździe na krużganek zamku napadło nas stado dzikich bestii zwanej dziećmi. Wymachując zakupionymi łukami, włóczniami oraz procami, na których widok Sparta zaczęła wierzgać przypominając sobie ostatni trening, domagały się konnej przejażdżki. Oczywiście (no ba! xd) nie wsadziłyśmy tych 'kurdupli' na konie tylko pojąc konie i nie schodząc z ich grzbietów, rozmawiałyśmy z owym opiekunem starej budowli. Ten uroczy starszy pan namawiał nas, abyśmy kiedyś, gdy on wyprawi turniej rycerski w starym stylu na zamku, odwiedziły go z końmi i możliwie same wzięły w nim udział. Z uśmiechem na ustach pożegnałyśmy się i odjechałyśmy w dół góry. Już stępem idąc konie obijały się nieco, więc postanowiłyśmy pogonić je trochę. Dałyśmy łydkę i wsiadłyśmy w siodło i już po chwili zjeżdżaliśmy z góry galopem. W trudnych, niedostępnych czy niebezpiecznych miejscach przechodziłyśmy do kłusa lub stępa, nieraz schodząc z koni i prowadząc je w ręku.
Gdy zeszłyśmy z góry zrobiłyśmy kolejny przystanek i napoiłyśmy konie, oraz nas same. Konie odpoczęły pogłębiając swoją znajomość o gryzienie się po kłębie.
Ponownie wsiadłyśmy na konie. Po kilku minutach stępa dodając łydki i znów leniwie kłusując. Nie robiłyśmy żadnych slalomów i innych 'wymyślności' by nie męczyć już koni. Jechałyśmy prostą dróżką, znów gęsiego i znów było słychać ciche "prrr" Saya. Tym razem gniada nie miała już problemów z kałużami, za każdym razem grzecznie i spokojnie je przechodząc. Docierając już do stajni poluzowałyśmy koniom popręgi, by już po chwili iść wolnym stępem obok siebie. Przed stajnią stanęłyśmy i zsiadłyśmy z koni, wprowadzając je do boksów i czyszcząc je oraz masując.
- Wypuszczamy je na padok? - zapytałam.
- Eee jak na moje to one mają już dość tej natury - odpowiedziała z uśmiechem Say.
- No tak. Pewnie mają też dość nas - powiedziałam podając klaczy smakołyk.
- W sumie ten teren nie był taki zły - wydukała cicho Say głaskając ogiera.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wsr Karta Tarota Strona Główna -> Sparta wlkp klacz. Wł Paloma Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin